sobota, 31 stycznia 2015

(t)oporna nauka

Napatrzywszy się na to jakie cudeńka powstają i są publikowane na blogach, postanowiłam podjąć próbę czegoś, co nigdy mnie nie pociągało, choć owszem bardzo podobało mi się w wykonaniu innych. Myślę mianowicie o formie jaką jest decoupage. Pokupowałam co trza w wersji minimalistycznej, bo przecież nie jest powiedziane, że mi się coś uda, nadto, że technika mnie zadowoli, żeby nie powiedzieć zbyt optymistycznie - zachwyci.
Grunt malarski zakupiłam już wcześniej, urzeczona tym jakie kartki, tudzież różnego rodzaju cudeńka powstają przy jego użyciu. Prawdą jest, że zaczynam kilka rzeczy na raz i nie wiem co kończyć, bo czasem zapał mi mija kompletnie. Jakaś farba akrylowa, klej z werniksem, serwetka...jakieś pędzle...
Zaczęłam kiedyś (gruntowanie) - bo dopadłam pojemniczek po serku i miałam "wielką wizję"...
 Dotychczasowe efekty:
w fazie nakładania kleju z werniksem- urwałam kurce "przednią" nóżkę :/

 
...ostatniego kurczaczka - przerzuciłam na denko ;)









Schnie...



Praca na etapie kończenia. Zostaje jeszcze pomalować ze 2 razy lakierem (jak mniemam;))


Marzy mi się świąteczna rzeżucha :D w takim pojemniczku :]

Pozdrawiam :)


Ps. "Dołożyłam" jeszcze jakiś "piasek" na kształt ścieżki, coby kurczaki nie biegały w przestrzeni ;)

wtorek, 27 stycznia 2015

słodycz na koniec dnia

Zasiadłam na chwilę, dokładnie na tyle, by wypatrzeć takie oto słodkości:


...i mimo, że późna pora, by się objadać...pozwoliłam sobie na małe co nieco... ;) 
...bo jak tu się oprzeć takiej pokusie? - No, jak?





sobota, 24 stycznia 2015

"z kwiatka na kwiatek" czyli lektura blogów i konsekwencje

W ramach upewniania się jak z przygotowaniami do "sztafety" ;) walentynkowo-książkowej - natrafiłam na bloga kobiety o pseudo "Lusticia", z notatek której wyczytałam co następuje m.in. -> Książkowe wyzwanie 2015 zapożyczone z kwejk.pl.
Nie czytam zbyt wiele, choć zawyżam statystyki jak na przeciętnego Polaka ;D Kusząca propozycja całe to wyzwanie...ale czy podołam? Pora wziąć się za siebie;) - mobilizacja i w tej kwestii jest wskazana:D
Spisałam już listę na własną kartkę A4, na której w ciągu bieżącego roku zamierzam zapełniać wolną przestrzeń równoległym tekstem przynoszącym kolejne tytuły książek.

Pozdrawiam ciepło, zapraszając do lektury... :) - M-ka

Słodycze na noc... czyli zapodziany post :D

Czuję się znacznie lepiej, ale jeszcze nie tak, jak bym chciała. Co ważne - oddycham już przez obie dziurki nosa! ;) i oddałam do biblioteki "Arabską żonę". Nim przejdę do drugiej części - wzięłam z półki "Sto imion" /.
Od wczorajszej sauny mogę już w miarę trzeźwo myśleć! Hurra! Kiedyś wstępnie robiłam szkice, a "dziś" wieczorem proste karteczki - ale relacja w ciągu dnia;)
Podsłuchałam nieco rozmowę osobistego trenera w siłowni...o tym, co jeść a czego nie. Kiedy i jakie posiłki, itp., itd. Sporo wiedziałam... a mimo to człowiek popełnia masę błędów żywieniowych.
Na noc weszłam jeszcze tutaj, bo skusiły mnie słodkości - CANDY zauważone na innym blogu;)

leniwa sobota...

Dzisiaj urodziny mojej Sis - kartka z przesyłką dotarła idealnie - dzisiaj :D

srebro+bursztyn= sowa "w pełni księżyca"


Ach jak ja lubię takie dni... W pracy nie mogłam narzekać na nudę, najważniejsze jednak, że było miło i zasadniczo panowała atmosfera życzliwości:) Lubię takie dyżury...:))
Błogie lenistwo zaczęło się tuż "po", gdy w kolejny raz nie dokończonej rozmowie z koleżanką, podczas "SPAceru" ;) w kierunku przystanku autobusowego, zerkając chcąc nie chcąc na pięknie ośnieżone konary drzew - w głowie już tliła się myśl: SAUNA. ;)
Dotarłam "na styk"... Pół godziny powolnej konsumpcji literatury popularno-naukowej;) - bo tak nazwę zapis dotyczący czasu i naszej pogoni - grzejąc siebie i dogrzewając karty papieru  -> tak, już kiedyś miałam tę wizję, że musi im to szkodzić...- a po saunie godzinka odpoczynku na wygodnej sofie... wciąż z książką w ręku i myślach.
   Powrót do rzeczywistości oznaczał przygotowanie sałatki jarzynowej cd. - bo ugotowane warzywa czekały od wczoraj w lodówce ;) ...a później kolejny punkt programu w stylu "SLOW" i dbania o siebie - zaserwowałam sobie maseczkę z olejków - jak szaleć, to szaleć ;) Kropką nad "i" będzie moja płukanka - pokrzywa z szałwią już się parzą.
Ps. Nie ma jak świeże warzywa, ogórki kiszone i jajka "od mamusi" ;), suszona pokrzywa ze zbiorów taty, przesuszona szałwia z własnego parapetu, olejki (rycynowy, arganowy) i nafta kosmetyczna od przyjaciółki... no i kilka uwag, że znowu o siebie nie dbam - od moich koleżanek z pracy ;D że znów czeszę się jak stara ciotka (kok;) ) i nie maluję...a więc - Pełna mobilizacja;)
...

A to fryz z "zamierzchłej przeszłości" - tzn. sprzed roku:

Ps.2 Olejowanie włosów - jest ok. 
Swego czasu używałam foliowego czepka - "na lewej stronie" olejowanie; "na prawej" - tradycyjnie. Gdy gumka się rozciągnęła - nie spełniał swej funkcji. 
Moje dzisiejsze odkrycie w temacie: skoro nie korzystam obecnie z basenu, a mam czepek "podgumowany" - w opcji "na lewą stronę" służy mi obecnie jako "POMOC FRYZJERSKA" ;)

piątek, 23 stycznia 2015

Czasem plotę...

Czasem plotę od rzeczy, ostatnio jednak plotę...rzeczy;) a konkretniej koszyczek - i to nie byle jaki, bo świąteczno-kartkowy.
W spokojniejszej chwili, z mniejszym już katarkiem, a większą świadomością istnienia, zasiadłam nad koszem...nie z wikliny, a jednak kosz. Oto i on:


Zastanawiałam się co też do niego wrzucić... Ostatecznie stanęło na jajach.



Gdzieś tam wskoczył kurczaczek.

Przyleciały motyle....
...i zrobiło się bardziej wiosennie;)





...a na saunę chodzę teraz z książką "Sto imion"...ale lektura idzie mi tak opornie, że dziś towarzyszyła mi "Pochwała powolności"... Cóż... Lubię miłe towarzystwo;)




Kartkę zgłaszam w zabawie
 Word Art Wednesday:
Challege 167 - anything goes






Pozdrawiam wciąż jeszcze zimowo :)

New Beginnings...nowa droga życia...

 Cały dzień mija nim uda mi się przysiąść do bloga...
Najpierw była krzyżówka i jej rozwiązywanie. Później - zwyczajowo - rysunek-> powstało ich nawet kilka, zróżnicowane, a jednak zdecydowałam się na poniższy...


Szkic miał się zmieścić w ramach źrenicy oka. Ostatecznie zrezygnowałam z rzęs, skupiając się nad "zamknięciem" ozdobnym wieńcem.

Kartka prosta, wręcz ascetyczna... ma nieco przestrzenną formę.
Dominujący motyw białej hostii...i mocno okrojona paleta barw: biel, ecru, złoty, szary.


...z myślą o prymicjach, choć równie dobrze można ją wręczyć "kapłanowi z dłuższym stażem" - na rocznicę święceń, na imieniny... - dla przypomnienia ważnej prawdy...


 Motto z wiersza księdza Jana Twardowskiego: 
"Żebym nie zasłaniał sobą Ciebie..."




Kartkę zgłaszam na wyzwanie:
- Sentimental Sundays: New Beginnings
- Word Art Wednesday: Challege 167 - anything goes
- AltairArt: Wyzwanie z krzyżówką    hasło: Nowa droga życia
-
- Kartkowe ABC: B-jak biały







niedziela, 18 stycznia 2015

przeziębienie = utrudnienie

Tak się cieszyłam ze swojej mobilności
 i znowu uległam niemiłej przypadłości 
- pospieszne suszenie głowy 
- raz-dwa - katar gotowy...

Katar - utrudniający myślenie i działanie. Odwołałam swą obecność na jutrzejszych zajęciach aqua, zagruntowana karteczka też musi poczekać... oj jak ja nie lubię tego stanu rzeczy ;/
...ani czytać, ani pracować, ani nawet zasnąć...

Zdrowia życzę

piątek, 16 stycznia 2015

poczekalnia

Jako, że zdecydowałam się na częste odwiedziny basenu i sauny, zaś sporadycznie zdarza mi się umyć głowę zaraz po zajęciach aqua - moje włosy nie lubią suszarki - siedzę sobie grzecznie i po wstępnym szaleństwie ze znienawidzonym sprzętem, dosycham odpoczywając na wygodnej, seledynowej kanapie.
Obok - książka "Arabska żona"- pierwsza w cyklu serii o której wspominała Sylwia :)
Książek Ci u mnie pod dostatkiem, a raz po raz kolejna trafia na półkę - na własność, bądź chwilowo - wypożyczona z biblioteki. Mama radziła od dawna, by pożyczać jedna książkę, przeczytać,oddać, pożyczyć drugą... Jednak dopiero gdy pewien mądry, młody Mężczyzna powiedział, że robi jak radziła mi moja rodzicielka - postanowiłam coś zmienić w danej materii. Obietnica: nie czytać więcej niż dwie książki naraz;) - I tak oto "Arabska żona" towarzyszy mi w saunie (w końcu sauna jest do 3 osób;)), zaś podczas codziennego przemieszczania się po mieście zabieram jako ,,lekturę" książkę "Pochwała powolności : jak zwolnić tempo i cieszyć się życiem" /Carl Honoré.

Często narzekam na to, że ledwo mieszczę się w czasie i przestrzeni... Ostatnio bliska mi osoba powiedziała, że mam złą organizację (czasu/pracy). Wiem, że nie można ciągle słuchać się innych i patrzeć na nich...ale co jeśli najwyraźniej mają rację?

Książki, net, blog... muszę zacząć od wysypiania się, bo niestety bardzo to u mnie kuleje...

Pozdrawiam serdecznie.

czwartek, 15 stycznia 2015

Przeciwwaga - czyli ryba i szpinak

Spotkałam się dzisiaj z Mamą, a jeszcze mocniej z jej uwagami jak to niezdrowe jedzenie sobie funduję...- że też Tato założył konto na fb - normalnie inwigilacja;)
Rybka chodziła za mną od wczoraj, a dokładnie przypłynęła do mnie taka myśl we wtorkowe popołudnie. Po porannej saunie, jeszcze przed spotkaniem z Rodzicielką...szybka myśl i działanie: duży płat dorsza i szpinak rozdrobniony.

Zapiekanka rybna:
płat ryby (tu dorsz)
porcja makaronu ( u mnie pełnoziarnisty)
szpinak (mrożony)
czosnek - 2-3 ząbki
ser typu parmezan
gałka muszkatołowa
sól
mleko vel śmietana

Makaron al dente ugotować osobno. Włożyć do żaroodpornego naczynia, a na wierzchu ułożyć nieco rozmrożone płaty ryby. Wstawić do piekarnika nagrzanego do ok. 170 stopni. 
W międzyczasie podgotować szpinak, dodając zgnieciony czosnek, nieco gałki muszkatołowej, soli i garść startego sera typu parmezan. Mieszając dolewać mleka (nie za wiele). 
Doprawiony szpinak dołożyć na wierzch zapiekanki i przykryć.
Czas "pobytu" zapiekanki na upalnej plaży piekarnika zależy od tego jak bardzo rozmrożona była ryba ;) Liczę ok. 20 minut, ale że to nie książkowy przepis - po prostu sprawdzam ;D

Erotyk: zakręcony makaron z dorszem pod zieloną pierzynką

Smacznego :)

Candy - Paper Passion

Miałam przejść obojętnie, ale tak jakoś mi nie wyszło...
Zapraszam do kolejki po słodkie Candy w Paper Passion :)


środa, 14 stycznia 2015

Parlez-vous français?

Tak się złożyło, że miniony rok poniekąd połączył mnie z Francją.
Nie znam języka francuskiego, nie byłam nigdy w Paryżu...dotąd co najwyżej ser jakiś spróbowała,m, bądź wino...
Kolejna ciekawa sprawa - przez 34 lata wiedziałam, że mam jedną siostrę i kilku już "adoptowanych" mentalnie braci. Wakacje przyniosły mi młodszą siostrę, która na co dzień przebywa obecnie we Francji. Niebawem jej urodziny. :) - końcem tegoż miesiąca.


Tak się wspaniale złożyło, że w ramach prezentu świątecznego dostałam od Iwonki m.in. zestaw tekturek dotyczących Francji.

Sowa - pseudonim mojej Sis - zgodnie z realiami - wylądowała na francuskim kotylionie.


Efekt końcowy - niestety niezbyt wyraźny...

Ptaszyna obowiązkowo biało-czerwona...



Pracę zgłaszam na wyzwania:

Word Art Wednesday

- Digi-Scrap







Ps. Tak... wygląda na to, że bywam pracoholikiem...


poniedziałek, 12 stycznia 2015

smocza sprawa

Myślałam, szukałam, kombinowałam... przeglądałam, szkicowałam... ale wracając do początku.

Końcem listopada, podczas jednej z rozmów, koleżanka zasugerowała bym zrobiła karteczkę na pierwsze urodziny jej bratanicy... - Uroczystość początkiem roku 2015...- Nie narzucała tematu grafiki... a jako, że stempelków nie nabywam, ale Bóg obdarzył mnie zdolnością radzenia sobie bez nich;) a konkretniej moje zdolności plastyczne są dla mnie zadowalające...  ;D 
Szkice z rybkami, krabami, dziewczynkami... miałam już za sobą w pierwszej połowie grudnia. Nade wszystko jednak korciło mnie, by sięgnąć w inny rejon. - Nie wiem na ile ma się do tego krakowskie zamieszkanie autora kartki i "zleceniodawcy"...  - Stanęło na smoku... i to nie jakimś przypadkowym - bo ubzdurał mi się młody "smoczek" płci pięknej. 
Szkic pomocniczy ostatnich dni - już stricte tematyczny 
                           -> tak... czasem na takie przelanie myśli mogę sobie pozwolić w godzinach pracy.





...oraz jego plus-minus przełożenie na szkicownik

 -> to już prace domowe ;)
 
Wydaje mi się, że na tym etapie mała smoczyca jest bardziej radosna, z takimi wyciągniętymi łapkami.

Uznałam, że dla pełnego tematu włożę w jej łapki balonik z podkreśleniem jubileuszu...

...zaś białe "tulipany" to zamysł śladów łap...;)

Tekst w środku:
 Kochany Smoczku - wszystkiego najlepszego z okazji Pierwszego Roczku!

Kartkę zgłaszam na wyzwania:


Bananowo-kokosowe wariacje



W tygodniu pokusiłam się na wymyślne pseudo naleśniki. Ciasto w zamierzeniu naleśnikowe, ale mocno zmodyfikowane. Forma: placków ziemniaczanych ;) - jak słusznie zauważył pewien brunet;)

Jako, że od bodajże dwóch lat nie ograniczam się do kucharzenia jeno z mąką powszechnie znaną i lubianą typu "mąka wrocławska", a zastępuję ją lub wspieram mąkami z pełnego przemiału - żytnią bądź pszenną, a także mąką kukurydzianą... (o jak ja nie lubię "słuchać" mąki ziemniaczanej... Czy nie powinno być jakiegoś dodatku za pracę z dźwiękami szkodliwymi?? ;) )

Nie tak dawno robiłam naleśniki z mąką kukurydzianą - wyszły bardzo delikatne - tym razem znowu sięgnęłam po mąkę żytnią z pełnego przemiału. Powiem jedno - o niebo łatwiej zrobić "normalne" naleśniki; te "wymyślane" jakoś gorzej odklejają się od mojej patelni (staram się używać min. ilości oleju do smażenia). - Czy inni mają podobne doświadczenia? A może muszę się wczytać w jakieś blogi...


                                                  Naleśniki bananowo-kokosowe:

mąka razowa z pełnego przemiału
mąka pszenna (popularna;)
jajko
mleko + dwie kapki zsiadłego mleka ;)
banan
wiórki kokosowe
cynamon 
                                                 - nieco oleju


Wyrobiłam masę jak na naleśniki - może ciut gęściejszą niż zwykle - hojnie sypnęłam cynamon, dodałam zgniecionego banana i wymieszałam całość z garścią wiórków kokosowych.
Aby danie było bardziej syte - w końcu to mój obiad! - postanowiłam dodać czekoladę:)
Na gorące naleśniko-placuszki nałożyłam kosteczki gorzkiej (70% kakao)... Roztopiła się idealnie.
Kropką nad "i" była dekoracyjnie starta czekolada i nieco świeżo startego kokosu :]
Efekt:

naleśniki bananowo-kokosowe 
 Ps. Naleśniki zostawione na drugi dzień także bardzo mi smakowały. :D

Cóż... szkoda, że nie ma kto potwierdzić moich doznań smakowych...
...a jak już przyjeżdża ten, który mógłby coś rzec... to albo nie lubi jakiegoś składnika, albo ja się zbytnio stresuję by coś gotować. Eh...





Kocham jeść... zapiekanka ziemniaczana z cebulką

Dzisiaj poszukując przepisu na smakowite danie rodem z Chille, trafiłam na intrygujący dla mnie blog... tresvodka.com: Pastel-de-choclo-przepis-tesciowej/
...warto kiedyś przenieść taki przepis na grunt własny:) - nawet jeśli się nie lubi rodzynek ;)

Tymczasem w moim jadłospisie w ramach przegryzki widnieje marchewka...

...często kiełki...


...sporadycznie popijam sok z pomarańczy ;)


Jednakoż nie umiem się obyć bez mięs i serów w różnej postaci - a więc bomb kalorycznych, niekoniecznie witaminowych;) -



...zaś dzięki mojej młodszej Sis - Madlen - mam okazję przegryzać francuskie śmierdziuszki;)








Danie tematyczne dnia "FRANCUSKA NIEDZIELA":

                                                                            ziemniaki

cebulka (dałam kilka małych)
zioła prowansalskie,
pieprz Cayenne,  
pieprz kolorowy (u mnie: świeżo mielony)

sos:
śmietana (u mnie tłuściutka, wiejska;] )
trochę żółtego sera 
 nieco franc. śmierdzącego serka :D
sól, pieprz
 śladowe ilości keczupu

Cebulka w talarkach podduszona z ziemniakami i przyprawami; zalane sosem śmietanowo-serowym.
Powiem tak: niezbyt zdrowe, dla wielu może mało apetyczne, ale wiem jedno: dla mnie pyszne! i w smaku i w zapachu obłędne! :D

Praca, praca...

...praca. Ostatnio usłyszałam, że żyję tak, jakby poza nią świat nie istniał - słowa koleżanki z pracy;) -

Nie... nie jestem ani "businesswoman", ani pracoholiczką... a jednak w kolejną Wigilię wzięłam dyżur (bo krótsza zmiana)...i "Sylwestra" znowu wybrałam w gmachu zakładowym (z podobnych pobudek oraz świadomości, że nigdzie nie wyjeżdżam, a sama organizuję "posiadówę" (sic!)). - Może jednak Gocha ma sporo racji... 

Odniosłam wrażenie, że w minionym roku żyłam "na pół gwizdka": praca, sen, sen, praca...i wszechobecne jedzenie, które kocham. Spotkania - bardzo rzadkie, więc... co jest? Zajęcia aqua zastąpiłam czekoladą, spotkania towarzyskie - konkursami i testami w sieci. I jakoś tak czas sam ucieka...

...i po co mi ten cały blog? ...ani nie znajduję zbytnio czasu i sił na to, by się dobrze wgryźć w temat jak tworzyć...dodatki, zakładki etc., ani nie mam szalonych pomysłów na karteczki. Moje prace często wydają mi się takie "płaskie" - nie w treści, ale w przestrzeni. Lubię minimalizm w pracach, choć w cudzych nieraz urzeka mnie bogactwo...
Czas, czas, czas... blog traktuję po macoszemu.

Wiele osób ma postanowienia noworoczne... Osobiście nigdy nie byłam skłonna do takowych auto-obietnic, ale wiem, że w tym roku muszę bardziej zadbać o siebie... Powrót na aqua i saunę już rozpoczęty. Wśród gwiazdkowych prezentów (grrr... jak ja nie cierpię "Gwiazdki") znalazła się podręczna/poręczna suszarka do włosów, więc mam już towarzystwo na basen, gdy aura nie zachęca.
...zobaczymy na ile rozwinę swą twórczość pisarską;) Wiem, że nie będę zamieszczać tu tylko kartek, bo są one naprawdę bardzo marnym ułamkiem mej codzienności.
Wszystko wyjdzie "w praniu".


niedziela, 11 stycznia 2015

utykając... utknąwszy...

Potykając się o własne błędy, słabości . . . utykając o porozrzucane wspomnienia i obawy . . . utknęłam gdzieś między myślami, słowami, przemęczeniem, nadziejami . . . między rzeczami i ludźmi . . .  Jakoś czasem tak trudno wyrwać się z marazmu. Zapatrzenie w przeszłość, niepewną przyszłość...zapatrzenie w siebie - czasem zatrzymuje tam gdzie nie powinno. 

W międzyczasie stałam się pełnoprawną posiadaczką maszynki, która dla niektórych urasta do rangi "cudu" - tj. Big Shota ;) Przetestowałam ją na dopadniętych pospiesznie arkuszach gazetki reklamowej, rzecz jasna musiałam sprawdzić jak dogada się maszynka z tekturą, pianką czy skórą;)

Przykłady:

 . . . ostatnio miałam jakąś słabość do motylków . . .

. . . zamysł . . .
. . . i ostateczny pomysł na całość:


. . . a to już mało praktyczna zakładka ze skóry ;) z miejscem na ołówek ;)


...A później nastąpiły te ciężkie dni grudniowe. "Nici" z wyjazdu do Białki i wspólnego świętowania urodzin i "Mikołajek". . . Grrr . . .


Tuż przed Świętami - zahaczyłam jeszcze o Rynek i Kiermasz. . .




Wieczerza Wigilijna w poszerzonym gronie rodzinnym była bardzo miłym, zaskakującym zakończeniem roku liturgicznego i rozpoczęciem kolejnego:)
                                                                        * * *
..bo życie jest bardziej złożone w moich przeliczeniach niż w logice przeciętnego Polaka - nawet taki rok... Dla mnie ma on co najmniej 3 wykładnie: Rok liturgiczny, Rok kalendarzowy, Rok akademicki... Cóż - w retrokonwersji posługuję się zwykle rokiem akademickim ;D
Bywa też, że sięgam po inne przeliczniki czasu ;)
                                                                       * * *
.